poniedziałek, 28 marca 2011

Wywiady w locie

W zeszłym tygodniu byłem na prezentacji ciekawej książki: Compagni di viaggio. Interviste al volo con Giovanni Paolo II autorstwa Angeli Ambrogetti. To zapis papieskich „wywiadów w locie”, czyli słynnych konferencji prasowych na pokładzie samolotu podczas 104 pielgrzymek zagranicznych Jana Pawła II. Angela dotarła do nagrań audio (przechowywanych w archiwum Radia Watykańskiego), przepisała je, opatrzyła niewielkim komentarzem. I w ten sposób powstała fascynująca książka o Papieżu, który nie bał się mediów. Więcej: rozmawiając z dziennikarzami czuł się jak ryba w wodzie.

Meksykanin Jorge Sandoval, od przeszło 30 lat korespondent rzymski gazety El Sol de Mexico, odsłania kulisy pierwszego tego rodzaju spotkania dziennikarzy z Janem Pawłem II. Było to w styczniu ‘79 roku w drodze do Meksyku. W pewnym momencie do kabiny, w której znajdowali się dziennikarze, wszedł ktoś z biura prasowego Stolicy Apostolskiej. Był wyraźnie podekscytowany. Jeden z dziennikarzy zapytał: - co się stało? – Ojciec Święty chce tu przyjść – odpowiedział. Dziennikarze, rzecz jasna, ucieszyli się, choć byli pewni, że całe spotkanie ograniczy się do tego, że Papież przyjdzie, pozdrowi ich, i wróci do siebie. Tymczasem Jan Paweł II, gdy tylko się pojawił, zaczął podchodzić do każdego z osobna. Rozmawiał dosłownie z każdym. Pytał, odpowiadał, udzielał wywiadów. Jorge do dziś wspomina, że Papież zapytał go o to kim jest, dla kogo pracuję i jaki jest nakład jego gazety. Kiedy usłyszał tytuł gazety, powiedział: „Ach, „Słońce Meksyku”, jaki piękny tytuł. Nad Meksykiem zawsze powinno świecić słońce”.

Podczas prezentacji książki ktoś słusznie zauważył, że wywiady w samolocie „objawiają Jana Pawła II bardziej niż przygotowane wcześniej przemówienia”. Konferencje prasowe uchwyciły papieża w jego spontaniczności. Pokazał jego przejrzystość, to, że On nie grał, nie zakładał maski: i publicznie, i prywatnie był taki sam.

Papieskie wywiady w samolocie ukazują jak bardzo Jan Paweł II rozumiał rolę mass mediów. Dla dziennikarzy, którzy pamiętają początek pontyfikatu, jego podejście było wielką nowością. Sandoval: „Można powiedzieć, że przed Nim drzwi do informacji Watykanu były zamknięte. Wiele z dziennikarskich pytań spotykało się z odpowiedzią typu: tego nie wiadomo, tamtego nie można powiedzieć. Z tego powodu Stolica Apostolska nie była ani ważnym ani ciekawym źródłem informacji. Jeśli już ktoś zajmował się nią, to opierał się bardziej na spekulacjach niż informacjach. Jan Paweł II to zmienił. Mianował rzecznikiem prasowym dziennikarza Navarro Vallsa. Zaufał mu, tzn. dał mu – w dziedzinie komunikacji - zielone światło. I nagle okazało się, że jest o czym mówić i pisać”. Jan Paweł II otworzył drzwi komunikacji Kościoła, i to otworzył tak szeroko, że – jak twierdzi Sandoval - choć dziś zmieniło się wiele, nikt nie ośmielił się tych drzwi zamknąć.

niedziela, 27 marca 2011

Bo lubię patrzeć, jak wschodzi słońce

Pod koniec lata 1997 roku na zaproszenie Papieża przybyli do Castel Gandolfo Jego serdeczni przyjaciele. Ich sypialnia znajdowała się pod apartamentem papieskim, więc każdego ranka przed świtem, słysząc stukanie laski, wiedzieli, że Gospodarz już wstał. Pewnego dnia przy śniadaniu Papież zapytał, czy nie przeszkadza im ten hałas. Odpowiedzieli, że nie, bo i tak wstają na mszę. "Ale dlaczego Wujek wstaje tak wcześnie?"

Karol Wojtyła, dwieście sześćdziesiąty czwarty biskup Rzymu, odpowiedział: "Bo lubię patrzeć, jak wschodzi słońce" (George Weigel, Świadek nadziei).

piątek, 18 marca 2011

Słowo na wiatr

- No i jak po rekolekcjach? – pytają mnie znajomi. Dobre pytanie, ale trudno na nie odpowiedzieć. Dwie rzeczy wiem na pewno.

1. Rekolekcje pogłębiły moją wiarę w słowo rzucane na wiatr (na tym polega moja kapłańska robota). Słowo rzucane z wiarą w potęgę Wiatru. Bo Bóg, bo Duch jest jak wiatr... By „rzucać” słowo Boga, potrzeba wiary. Wiary, że to gadanie ma sens. Wiary, która przebija się przez mój męski punkt widzenia (lubię konkret, chcę zobaczyć efekt pracy: poskładana szafka, naprawiony samochód, zasadzone drzewo, zniesiony węgiel). A tu: słowo, wiara i wiatr. I to właśnie jest trudne i wielkie w kapłaństwie.

2. Rekolekcje w Oświęcimiu poszerzyły horyzonty. Taki był cel i plan „operacji”. Nie przypuszczałem jednak, że pierwsi, którzy tego doświadczą, będą goście, których zaprosiłem. Spojrzenie Oxany, Cristiny, Nelsona, Dominika, Manuela, Laurenta jest już inne, jest szersze i głębsze. I to nie tyle dzięki miejscom, które odwiedziliśmy (Kraków - Wawel, Auschwitz, Wadowice, Kalwaria), ale osobom, które spotkaliśmy. Dzięki Wam za to.

czwartek, 17 marca 2011

Jakby nigdy nic

I jeszcze jedna fotografia. A właściwie fotografia fotografii. Widziałem ją i w Auschwitz, i w Auschwitz – Birkenau. Przedstawia przebieg selekcji. Lekarz SS wybiera z nowo przywiezionego transportu Żydów, zdolnych do pracy. Oni stawali się więźniami obozu koncentracyjnego. Pozostałych natychmiast uśmiercano w komorach gazowych.


Najbardziej przerażający jest „spokój” z jakim lekarz dokonuje selekcji ludzi... Życie (jeszcze), śmierć (natychmiast)... Jakby nigdy nic.

Do wczorajszych słów Jana Pawła II, dodam - dopiero co przeczytane - Benedykta XVI: Złemu i złym Bóg pozostawia duży – według naszych odczuć zbyt duży – obszar wolności, mimo to jednak nie przestaje kontrolować historii (Jezus z Nazaretu, cz. II, Kielce 2011, s. 42).

wtorek, 15 marca 2011

Auschwitz i Łagiewniki

Podczas ostatniej „wyprawy” do Polski zrobiłem niewiele zdjęć. Wśród nich są jednak dwa – w mojej ocenie – szczególne: Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach nocą...


...i brama Obozu Koncentracyjny Auschwitz – Birkenau (byliśmy tam dokładnie w środę popielcową).


Dopiero w Rzymie uświadomiłem sobie, że te dwie fotografie są w jakimś sensie komplementarne. Przypomniałem sobie fragment książki Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”, w której papież zastanawiając się nad „miarą wyznaczoną złu” pisze: ...objawienia siostry Faustyny, skoncentrowane na tajemnicy Bożego miłosierdzia, odnoszą się do czasu przed II wojną światową. To jest właśnie ten czas, w którym powstawały i rozwijały się owe ideologie zła, jakimi były nazizm i komunizm. Siostra Faustyna stała się rzeczniczką przesłania, iż jedyną prawdą zdolną zrównoważyć zło tych ideologii jest ta, że Bóg jest Miłosierdziem – prawda o Chrystusie miłosiernym.

Obóz Koncentracyjny Auschwitz – Birkenau i Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach - te dwa „święte miejsca” (w 1979 r. Jan Paweł II nazwał Obóz „szczególnym sanktuarium”) są jak pytanie i odpowiedz. Zło może być (i jest) ogromne, ale ma miarę. Tylko Miłosierdzie jest bezmierne.

poniedziałek, 14 marca 2011

Zostałem księdzem dzięki Niemu

Álvaro Tajadura – święcenia kapłańskie przyjął w lipcu 2010 roku w Burgos w Hiszpanii. Obecnie studiuje komunikację społeczno-instytucjonalną w Rzymie

Doskonale pamiętam to spotkanie. To była ostatnia pielgrzymka Jana Pawła do Hiszpanii. W sobotę, 3 maja 2003 r., kilka kilometrów od centrum Madrytu, na dawnym lotnisku Cuatro Vientos (Czterech Wiatrów), miało odbyć się spotkanie z młodzieżą. Przyjechałem tam z grupą przyjaciół. Miałem 17 lat. Chodziłem do liceum, gdzie na co dzień doświadczałem, iż bycie katolikiem to pójście pod prąd. Pewnie wszędzie jest podobnie, ale myślę, że w ostatnim czasie w Hiszpanii, zwłaszcza wśród młodych, jest to szczególnie wyraźne. Wiara jest niemodna. Katolik jest postrzegany jako dziwak czy frajer. Przyznanie się do przynależności do Kościoła wiele kosztuje. To, co przeżyliśmy w Madrycie, wywarło na nas ogromne wrażenie. W kraju, w którym – wydawać by się mogło – Kościół to grupa starszych babć, zebrało się 700 tysięcy młodych ludzi, a przecież wiadomo, że nie wszyscy tam byli. Dzięki temu, że przyjechał do nas Ojciec Święty, mogliśmy się zobaczyć i policzyć. Zdaliśmy sobie sprawę, że jest nas wielu. Już samo to dodało nam odwagi.

Jan Paweł II był bardzo słaby, jego ręce się trzęsły, z jego ust mimowolnie spływała ślina. Widać było, że bardzo cierpi. Drżącym, niewyraźnym głosem mówił do nas: „Drodzy młodzi, jeśli słyszycie słowa Chrystusa, który was wzywa: »Pójdź za Mną«, nie zagłuszajcie ich! Pójdźcie za Nim! Ja tak zrobiłem i daję dziś o tym świadectwo! Zostałem wyświęcony na kapłana w wieku 26 lat. Minęło 56 lat...”. Wtedy Papież podniósł wzrok i zapytał: „A więc ile lat ma papież?”. To było niesamowite. Zaczął z nami rozmawiać. Natychmiast wstaliśmy i zaczęliśmy głośno skandować: „Jesteś młody! Jesteś młody!”. „Tak, młody 83-latek” – odpowiedział. Jego słowa były zwyczajne, a mimo to bardzo mocne. „Może boicie się. Mówicie jak Jeremiasz: »Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem«. Zapewniam was, że warto oddać życie Jezusowi, warto poświęcić je dla Ewangelii i dla bliźnich...”. Krzyczeliśmy jak szaleni: „Vale la pena! Vale la pena! (Warto! Warto!). Wtedy coś zapaliło się we mnie. Nigdy wcześniej nie myślałem o tym, by zostać księdzem. A tu nagle… Przyjechał papież... Powiedział... Zaświadczył... I ziarno zostało rzucone.

Rok później podjąłem decyzję i wstąpiłem do seminarium. Przyjaciele byli zdziwieni, rodzice – zaskoczeni. Mama powiedziała: „To wszystko przez to spotkanie z papieżem!”. Znam też innych, którzy odkryli powołanie do kapłaństwa właśnie wtedy, w Madrycie. Z niektórymi spotkałem się w seminarium. Do dziś noszę w sobie głębokie przekonanie, że to dzięki Janowi Pawłowi II nie tylko odkryłem powołanie kapłańskie, ale i odważyłem się na nie odpowiedzieć.


Opublikowane w Gościu Niedzielnym, nr 10/2011 13-3-2011

Po prostu Jezus

Kiedy dokładnie przed rokiem miałem szczęście krótko rozmawiać z papieżem Benedyktem XVI, podziękowałem Mu – z czego śmieją się do dzisiaj niektórzy z moich przyjaciół – za książki, które napisał, bo bardzo mi pomagają. Pamiętam, byłem wtedy świeżo po lekturze „Wprowadzenia w chrześcijaństwo” – chyba pierwszej książki teologicznej, którą czytałem z wypiekami na twarzy. Papież uśmiechnął się, chyba nawet trochę speszył, podziękował mi i pobłogosławił.

Dlaczego o tym wspominam? A no dlatego, że w minionym tygodniu ukazała się najnowsza książka Ojca Świętego, druga część „Jezusa z Nazaretu”. Na naszych oczach powstaje – można powiedzieć - „Tryptyk Rzymski” Ratzingera. We wstępie do pierwszej części opublikowanej w 2007 roku, pisał z realizmem: „Ponieważ nie wiem, jak długo jeszcze będą mi dane czas i siły , zdecydowałem się opublikować... część I”. W części II, z nie mniejszą pokorą, zapowiada: „Chcę... – jeśli mi tylko jeszcze wystarczy do tego sił – w niewielkim zeszycie omówić dzieciństwo Jezusa”. Ta ostatnia, III część ma ukazać się na początku Adwentu bieżącego roku.

Moim zdaniem książka „Jezus z Nazaretu” w swoich trzech odsłonach jest „dziełem życia” papieża jako teologa. Oto u schyłku swego życia, Teolog pisze książkę, do której – jak sam przyznaje – „długo przygotowywał się wewnętrznie”. Zawiera w niej resume swej teologii, owoce osobistego poszukiwania oblicza Boga. Streszcza je w jednym słowie, a właściwie w jednym imieniu: Jezus. Po prostu Jezus. Jakby chciał powiedzieć: w Nim jest wszystko. Budować i umacniać żywą z Nim relację – to sens teologii.

Ze względu na czas wydania książki i okres życia Chrystusa, który opisuje („od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania”), można ją potraktować jako lekturę wielkopostną. Może jest jeszcze jeden powód, by tak na nią spojrzeć. Nieraz, rozmawiając z ludźmi, spotykam się z zarzutem, że może i książki Ratzingera są mądre i głębokie, ale są bardzo trudne. Jeśli nawet tak jest, to może właśnie dlatego warto przeczytać II część „Jezusa z Nazaretu” w Wielkim Poście, jako element pokuty. Trudno na ten czas szukać czegoś „łatwego, lekkiego i przyjemnego”.

poniedziałek, 7 marca 2011

Z czterech stron świata

Dziś jeszcze prosto z Rzymu, ale jutro o tej porze powinienem być w Krakowie. Przyjeżdżam na kilka dni do Polski, by wygłosić rekolekcje wielkopostne dla młodzieży w Oświęcimiu. Salezjanie, którzy mnie zaprosili, mówią, że ma być ok. 900 osób. Sporo. Na szczęście nie będę sam. Zabieram 6 znajomych, którzy gotowi są zaświadczyć o wierze w Jezusa Chrystusa i miłości do Kościoła. Kim są? Zacznijmy od pań.

Oxana, choć mieszka we Italii, reprezentuje świat azjatycki. Pochodzi z Kazachstanu, studiuje i pracuje w Rzymie. Liczę, że ślicznym uśmiechem i mocnym świadectwem, podbije serca chłopców.

Kolejną piękną jest Włoszka z Kalabrii, Kristina. Jej rodzinna miejscowość – Gioia Taur – stolicą organizacji przestępczej 'Ndrangheta. Chciałbym, by dała świadectwo o tym, że można żyć wiarą w jaskini lwów.

Z Europy pochodzi też rosły Szwajcar – Dominik, dziennikarz który został księdzem. Na studiach nazywamy go Don Dom. Bardzo łebski facet. Oprócz rodzimego języka francuskiego, dobrze zna włoski, angielski, niemiecki, trochę hiszpański. Jest wielkim miłośnikiem Jana Pawła II i Benedykta XVI

Przepływamy Morze Śródziemne i dobijamy do brzegów Czarnego Lądu. Z Burkina Faso pochodzi ksiądz Laurent. Jego czarną twarz zdobią okrągłe okulary w złotawych oprawkach. Zawsze w pierwszej ławce, zawsze pilny, zawsze przygotowany. Swoją rzetelnością zdobył wśród kolegów przydomek “cardinale”.

Kolejny afrykański kraj to Angola. A z niej szczupły, niewysoki Nelson. Ciekawy świata i ludzi, z inteligentnym poczuciem humoru. Twórca portugalskojęzycznych stron internetowych i wytrwały bloger.

I jeszcze jedna przeprawa przez wielkie wody, tym razem za Atlantyk. Ksiądz Manuel, rodem z Kolumbii, studiuje filozofię. Jednak do młodych w Polsce nie będzie mówił ani o Arystotelesie ani o Kancie. Chce zaświadczyć o Chrystusie, o tym że to On uwalnia od lęku i nienawiści i uzdalnia do przebaczeniu. Doświadczył tego we własnej rodzinie i we własnym sercu. Jego ojciec został zastrzelony podczas walk przemysłu narkotykowego.

Zabieram więc na rekolekcję do Polski... kawałek Rzymu. Bo Rzym to dla mnie przede wszystkim ludzie. Ludzi z 4 stron świata, które spotkali się tutaj, w Wiecznym Mieście. Wiadomo: wszystkie drogi tu prowadzą. W ten sposób zamierzam pokazać młodym w Oświęcimiu, że Kościół nie kończy się na parafii, na salezjanach, na Polsce czy Europie. Chcę otworzyć im oczy. Chcę, by dotknęli Kościoła Katolickiego, czyli powszechnego. Takiego, który od samego początku swego istnienia przekracza granice. Idzie na cały świat. Ma szerokie horyzonty.

Czy się uda? – zobaczymy. W środę, w czwartek, w piątek.

środa, 2 marca 2011

Przygotowanie Watykanisty

Pozostało 61 dni. „Machina przygotowań” do beatyfikacji Jana Paweł II ruszyła pełną parą. Ogłoszono przebieg uroczystości, w sprzedaży pojawiła się specjalna karta dla pielgrzymów – JPII PASS – upoważniająca między innymi do darmowej komunikacji, podstawowej opieki medycznej oraz prowiantu rozdawanego 1 maja w kilku miejscach miasta. Organizują się służby porządkowe, a właściciele hoteli podnoszą ceny.

Przygotowują się także media, a konkretnie – dziennikarze. O to, w jaki sposób, zapytałem Annę Artymiak, rzymską korespondentkę agencji prasowej „Gaudium Press”.

Prosto z Rzymu w Radiu Bonus