niedziela, 29 maja 2011

Jakiś brak

Ks. Scott Ernest Borgman, USA

Urodziłem się w rodzinie protestanckiej. Mój tata był pastorem. Uczył mnie miłości do Pisma Świętego i modlitwy. Często mówił o Bogu Stwórcy, który mnie kocha i ma pomysł na moje życie.

Moją wielką pasją było kino. Interesowałem się, jak powstają filmy. Fascynowała mnie gra aktorów. Rozpocząłem więc studia w szkole filmowej w Kalifornii. W tym czasie przestałem czytać Biblię, rzadko się modliłem. Już po drugim roku tworzyłem w Hollywood spoty reklamowe. Pracowałem tylko 3, 4 dni w tygodniu ale zarabiałem bardzo dużo pieniędzy i świetnie się ustawiłem. Kupiłem sobie mały jacht i wielki motocykl. Miałem też piękną dziewczynę, która pracowała jako modelka. Powinienem być szczęśliwy, a jednak w sercu wciąż czułem, że czegoś mi brakuje. Nie umiałem jeszcze powiedzieć czego.

Zacząłem szukać. Wróciłem do Pisma Świętego i modlitwy. Rozmawiałem z wieloma osobami. Ale wśród protestantów nie znajdowałem odpowiedzi. W tym czasie moi rodzice zdecydowali się wstąpić do Kościoła Katolickiego. To był dla mnie szok! Przecież tata był pastorem! Nie wiedziałem co o tym myśleć. Pamiętam słowa ojca: „dopiero w Kościele Katolickim odnalazłem odpowiedzi na pytania, których od dawna szukałem w moim życiu”.

O wierze katolickiej nie wiedziałem prawie nic. Z ciekawości zacząłem przychodzić do kościoła na Mszę św. Wszystko było dla mnie nowe. Nie rozumiałem nawet dlaczego ludzie klękają. Nie wiedziałem, dlaczego człowiek ubrany w dziwne szaty podnosi do góry kielich i biały chleb. Dopiero z czasem odkryłem, że to te same znaki i te same słowa, które znałem z Ewangelii. Pamiętam też, że mimo tych pytań z kościoła wychodziłem z ogromną radością i niesamowitym pokojem w sercu.
Dwa lata po moich rodzicach przyjąłem bierzmowanie i Pierwszą Komunię Świętą. Stałem się katolikiem.

Poznałem wielu księży, zakonników i wiele sióstr zakonnych. Odkryłem, że choć nie żenią się lub nie wychodzą za mąż, są szczęśliwi. Nie mieściło mi się to w głowie. Myślałem, jak człowiek można być szczęśliwym rezygnując z czegoś tak pięknego i dobrego jak małżeństwo i rodzina? Dziś wiem, że Bóg jest tak ogromną Miłością, że warto oddać Mu wszystko, całe swoje życie. Ja tak zrobiłem. I jestem szczęśliwy.

---

Scott przyjął święcenia kapłańskie 27 czerwiec 2010 r. w Tulon we Francji. Miałem szczęście uczestniczyć w tej uroczystości.

Opublikowane w Małym Gościu Niedzielnym, 06/2011

sobota, 28 maja 2011

Wyraźne pytanie

Ks. Stanley Masilompana, Republika Południowej Afryki

Pochodzę z kraju, który jeszcze niedawno był podzielony na dwa światy: biały i czarny. Biali mieszkali w jednej części miasta, czarni w drugiej. Czarni wysyłali dzieci do swoich szkół, biali do swoich. Biali nie robili zakupów w sklepach, w których kupowali czarni i odwrotnie. I tak było ze wszystkim. Te dwa światy, choć żyły blisko siebie, były bardzo odległe. Nie spotykali się ze sobą, patrzyły na siebie ze strachem, pogardą i złością.

Kiedy miałem kilkanaście lat, do parafii przyjechał misjonarz z Francji, ks. Emanuel. Nie mogłem zrozumieć dlaczego biały człowiek zamieszkał wśród czarnych, dlaczego wyjechał z bogatego kraju i przyjechał do nas, dlaczego opuścił najbliższych, by żyć tysiące kilometrów od domu. Powoli odkrywałem, że musi istnieć coś więcej. Coś, dzięki czemu misjonarz z Europy miał odwagę przekraczać granice między światem białych i czarnych. Dziś wiem, że to nie „coś”, ale Ktoś. To Bóg.

Gdy służyłem do Mszy św., nieraz przychodziło mi do głowy pytanie: „Może i ty będziesz księdzem?”. Ale nie traktowałem tej myśli poważnie. Byłem pewny, że pojawia się, bo jestem ministrantem. Pytanie jednak wracało. Z czasem coraz bardziej wyraźnie i głośno. Przestraszyłem się i... zacząłem uciekać. Przestałem służyć do Mszy św., a nawet rzadziej chodziłem do kościoła. Wydawało mi się, że już nie słyszę pytania.

Na studiach inżynierskich wszystkie egzaminy zdawałem bez problemu. Mimo to nie byłem szczęśliwy. Studiowałem, ale nie wiedziałem po co. Nie widziałem sensu. I wtedy znów wróciło pytanie: a może rzeczywiście Bóg chce bym został księdzem? Pomyślałem, jeśli nie zgłoszę się do seminarium, to nigdy się nie dowiem. Muszę przynajmniej spróbować. Jeśli kapłaństwo nie jest moim powołaniem, po prostu odejdę z seminarium. Przerwałem studia. I w seminarium odkryłem, że kapłaństwo jest moim prawdziwym powołaniem.

Mój tata długo nie zgadzał się z moim wyborem. Chciał, bym założył rodzinę, miał żonę i dzieci. Marzył, bym przekazał nazwisko, bo jestem jego jedynym synem. A u nas to bardzo ważne. Tata przestał nawet ze mną rozmawiać. To było dla mnie bardzo trudne. Dopiero podczas święceń kapłańskich widziałem, coś się w nim zmieniło. Od początku mszy tata był bardzo przejęty. Ręce mu drżały. A kiedy modląc się krzyżem, leżałem na posadzce, mój ojciec wzruszony płakał.

---

Stanleya znam od 3 lat. W Rzymie mieszkamy w jednym kolegium. W lutym 2009 r. byliśmy wspólnie w Polsce.

Opublikowane w Małym Gościu Niedzielnym, 06/2011

piątek, 27 maja 2011

Punkt zwrotny

Neron, cesarz Imperium, urządził polowanie na wyznawców Chrystusa mieszkających w Rzymie. Chrześcijanie znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Piotr, pierwszy papież, zdecydował się na ucieczkę. Ledwie wyszedł z miasta, zobaczył dobrze znany profil Człowieka. Dźwigał krzyż. - Dokąd idziesz Panie? – zapytał Piotr. - Idę do Rzymu - odparł Przechodzący - dać się powtórnie ukrzyżować.

Spotkanie nie trwało długo. Padło tak niewiele słów. Spojrzenie Jezusa musiało być przeszywające.

Zawrócił. Niedługo potem zginał ukrzyżowany głową w dół. Na miejscu spotkania pozostał kamień z odbiciem stóp Chrystusa. Ślad Przechodzącego. Znak nawrócenia. Punkt zwrotny. Zapis drogi. Rachunek sumienia.

czwartek, 26 maja 2011

Madryt od kuchni

Decyzja zapadła. W sierpniu jadę do Madrytu. Z trzydziestką na karku i zaawansowaną łysiną na głowie, wybieram się na Światowe Dni Młodzieży. Po raz pierwszy w życiu.

Wstępne kroki poczynione. Wpierw – jako student komunikacji – zgłosiłem chęć pomocy. Otrzymałem pozytywną odpowiedz i przydział do pracy w Sieci. Dziś przesłałem podstawowe dane, fotokopię dowodu osobistego i zdjęcie. Do uregulowania pozostaje jeszcze jedna drobna kwestia - finansowa.

Spodziewam się
, że będzie gorąco. Nie tylko ze względu na hiszpańskie sierpniowe słońce, ale także z powodu czekającej mnie tam pracy. Mam włączyć się w przygotowanie ŚDM, współtworzyć je od kuchni. Roboty na pewno nie zabraknie. I zapewne będzie to niezła szkoła komunikacji, współpracy, życia i wiary.

środa, 25 maja 2011

Przeczytana książka

Siedzę nad angielskim. Egzamin już w piątek o 14. Ścigam się z czasem, mocuję ze zmęczeniem lub lenistwem, naraz lub na przemian. To także jest Rzym, prawdziwie wielki świat.

Co jakiś czas odrywam się od podręcznika, słownika i biurka. Konieczne, by nie zgłupieć. Wtedy modlę się w pokoju lub wychodzę do kaplicy. Albo sięgam po książkę, obowiązkowo polską i już przeczytaną. Wracam do fragmentów, które zapadły mi w pamięć; tych ulubionych, zazwyczaj podkreślonych.

Dziś kolej na Ziemkiewicza. Książki – pisze – obok powietrza, wody i jedzenia jedną z rzeczy niezbędnych do życia. Zgoda. Dodał bym jeszcze: i kawy.

wtorek, 24 maja 2011

Maj, YouTube i różaniec

Czy różaniec może być modlitwą młodych? By znaleźć odpowiedź na to pytanie, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę „May Feelings”.

Różaniec Elvisa Presleya
Inspiracja do stworzenia pierwszego krótkiego filmiku o różańcu wyszła od… Elvisa Presleya. Pod koniec kwietnia 2008 roku w jednym z akademików Madrytu grupa studentów usłyszała w radiu piosenkę The Miracle of Rosary. Dzięki niej młodzi zaczęli sobie zadawać pytanie: Jeżeli Elvis, protestant, śpiewał o różańcu, to dlaczego my, katolicy, nie zrobimy czegoś dla Maryi?

Odpowiedź nadeszła w ciągu kilku dni.Tak powstał May Feelings, w którym młodzi zaprezentowali 50 powodów, by wziąć do ręki różaniec. - Najlepsze w tym klipie jest to, że jest pozytywny – podkreśla prof. Diego Contreras, Dziekan Wydziału Komunikacji Społeczno – Instytucjonalnej Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie. - Zwykle łatwiej jest powiedzieć, dlaczego się czegoś nie robi, dlaczego się kimś nie jest. Tutaj zaproponowano pięćdziesiąt argumentów na „ tak”. I to z uśmiechem

Na ulicach Madrytu
May Feelings odniósł sukces. - W ciągu kilku dni zaczęliśmy otrzymywać komunikaty z całego świata, z USA proszono nas, byśmy to wideo prezentowali w szkołach i na uniwersytetach, sygnały docierały z Chile, Paragwaju, Urugwaju, Brazylii, Hiszpanii, Francji i Anglii – wspomina Miguel Rodriguez, jeden z twórców filmu. To zmobilizowało studentów, by rok później stworzyć drugą część, w której 50 młodych, w koszulkach z napisem I pray the Rosary, maszeruje po ulicach Madrytu. Przesłanie było proste: nie tylko modlimy się na różańcu, ale mamy odwagę mówić o tym publicznie.

Trzecia edycja May Feelings ukazała się w Roku Kapłańskim, a jego mottem były słowa: My już wiemy, że nie jesteśmy sami. Teraz oni muszą się dowiedzieć, że nie są sami. Niespełna trzyminutowy film miał podwójny cel: z jednej strony zwracał uwagę na obecności tysięcy księży na świecie, z drugiej, był wiadomością skierowaną bezpośrednio do nich - „dziękujemy za pracę, którą wykonujecie”. Młodzi postanowili uczynić z różańca znak solidarności z kapłanami.

W tym roku młodzi z Madrytu żyją już Światowymi Dniami Młodzieży. Czwarta część May Feelings – która nie przez przypadek ukazała się 1 maja – opowiada o Człowieku, który szukał młodych. Jego tajemnicą była miłość do Kobiety, więź z Matką Bożą. Jego sekretem - modlitwa różańcowa. Z różańcem w ręku - zmieniał świat, czynił go lepszym i bardziej sprawiedliwym. Jan Paweł II – bo o nim mowa - odmawiając różaniec uczył się wierzyć, kochać, przebaczać, przepraszać i trwać do końca. Dziś jest błogosławiony.

Od YouTube do modlitwy
Pierwszą część May Feelings obejrzało przeszło 521 tysięcy osób. Film nakręcony rok później około 426 tysięcy, następny ponad 404 tysiące. Ostatni, od niedawna obecny w Internecie, ponad 181 tysięcy.

Prawdziwa siła filmików nie leży jednak w liczbie zarejestrowanych wejść, ale w ludziach, którym pomogły na nowo odkryć moc i znaczenie modlitwy różańcowej. Piszą do nas ludzie, że pod wpływem May Feelings wrócili do modlitwy różańcowej. – dzielił się Rodriguez. - Grupy młodzieżowe zaczęły odmawiać różaniec za nas, byśmy kontynuowali naszą pracę… Myślę, ze bez wstawiennictwa Maryi i Ducha Świętego ten film nie dotarłby do tylu ludzi. To było od nas niezależne.

Jan Paweł II mówił do młodych: Wy jesteście nadzieją Kościoła. Wy jesteście moją nadzieją! Jak widać, starają się go nie zawieść.

Marzena Deresz, ks. Piotr Studnicki

***
Całość tekstu na www.franciszkańska3.pl

poniedziałek, 23 maja 2011

Księdzem się jest

W najnowszym numerze tygodnika „Idziemy” opublikowałem wywiad z kard. Mauro Piacenza, prefektem Kongregacji ds. Duchowieństwa. Naszą rozmowę streszczają słowa dedykacji, którą Purpurat wpisał na stronie tytułowej książki własnego autorstwa „Il Sigillo”: Drogiemu ks. Piotrowi, z żywym życzeniem, które jest modlitwą, by mógł stawać się codziennie tym kim „jest”. Innymi słowy: kapłaństwo to nie tyle to, co ksiądz robi; księdzem przede wszystkim się jest. Na każdym miejscu, w każdej sytuacji. Z wszystkimi konsekwencjami. Zawsze i na zawsze.

Na marginesie dodam, że po zakończeniu Roku Kapłańskiego ok. 400 mężczyzn, którzy porzucili kapłaństwo (przez co zostali suspendowani), zwróciło się do Kongregacji z prośbą o możliwość powrotu. Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy i automatycznie zostaną przywróceni do posługi kapłańskiej. Historia każdego z nich jest inna. Różna jest też ich dzisiejsza sytuacja. Każdy "przypadek" bada się wnikliwie z osobna. Niemniej - pytając o owoce Roku Kapłańskiego - sam fakt warto odnotować.

niedziela, 22 maja 2011

Prawdziwe pytania

Wgryzam się w nietuzinkowe dzieło kard. Josepha Ratzingera: „Wiara – prawda – tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata”. Lektura bardzo aktualna. W październiku ma odbyć się spotkanie międzyreligijne w Asyżu połączone z modlitwą o pokój na świecie. Benedykt XVI wszedł na drogę, którą zapoczątkował bł. Jan Paweł II.

Spotkania w Asyżu w 1986 i 2002
należą do najbardziej wymownych wydarzeń pontyfikatu Karola Wojtyły, ale i do najbardziej kontrowersyjnych. Pytań nie brakuje. Czy tego typu spotkanie nie są pozorowaniem wspólnoty, której tak naprawdę nie ma? Czy naprawdę są znakiem jedności i pokoju, czy raczej źródłem zamieszania? Czy ryzyko nie przeważa oczekiwań i nadziei?

Nie ma prostych odpowiedzi, ale trudno odmówić słuszności pytającym. Pytania są prawdziwe. Tym bardziej warto przebijać się przez „szorstką powierzchnię” i docierać do „dna” takich słów jak „wiara”, „prawda”, „tolerancja” czy „dialog”.

niedziela, 15 maja 2011

Biała noc

W ośmiu rzymskich kościołach przed beatyfikacją Jana Pawła II odbyły się czuwania modlitewne. Biała noc modlitewna w Rzymie. Jedna z tych, których warto było nie przespać.

Godz. 22.26, via della Conciliacione

Główna ulica prowadząca na plac św. Piotra. Siostry Katarzynki mają ze sobą karimaty, śpiwory, koce, a w plecakach termosy z ciepłą kawą i kanapki. Są gotowe spędzić noc pod gołym niebem, na ulicy. Wszystko po to, by podczas beatyfikacji Jana Pawła II być jak najbliżej ołtarza i papieża.

Nie tylko one tego pragną. Podobno niektórzy koczują już od rana. Teraz jest ich ok. 150. Przyjechali z Mielca, Katowic, Grodziska Wielkopolskiego, Warszawy, Gdańska, Tymbarka, Limanowej... Jeszcze przed godziną czy dwoma było ich o wiele więcej. Ale policja włoska, ze względów bezpieczeństwa, usiłuje zamknąć na noc ulice, i konsekwentnie wyprasza stąd wszystkich. Ludzie się buntują. Nie wiedzą, gdzie iść. Boją się, że jak odejdą, jutro nie zdołają wejść na Plac.

- Chciałyśmy być na początku, ale jeśli tak Bóg chce, będziemy na końcu – mówi jedna z sióstr. A mnie przypominają się Światowe Dni Młodzieży w Rzymie, w 2000 r. Jan Paweł II szczególnie serdecznie pozdrowił wtedy tych, którzy są na końcu i nic nie widzieli. On ich dostrzegł, docenił. Może jutro ci ostatni, którzy nic nie zobaczą, będą tak naprawdę najbliżej niego?

Próbuję wydostać się z via della Conciliazione. Nie jest proste, bo przy wszystkich wyjściach koczują tysiące pielgrzymów. Staram się ich nie podeptać. Pozdrawiamy się uśmiechem lub krótkim słowem. Włosi, Hiszpanie, Meksykanki, Austriacy, i wielu, wielu Polaków. Oni są najgłośniejsi. Mijam grupę z Lublina. Gitary i śpiewy nie milkną. Wygląda na to, że dopiero zaczynają się rozkręcać.

Godz. 23.54, Chiesa del Gesù

Barokowa świątynia jezuitów jest ogromna. W kościele jakieś kilkaset osób, ale jest jeszcze sporo wolnego miejsca. Na ołtarzu stoi monstrancja z Najświętszym Sakramentem. Modlitwę prowadzi młodzież z katolickiego ruchu G.A.M. Ktoś powoli czyta kilka mocnych zdań Jana Pawła II. Schola animuje śpiew. Wielki kościół wypełnia się modlitwą. Unoszą się słowa, śpiew i cisza.

- Dziś dziękujemy za błogosławionego Jana Pawła II. Wcześniej modliliśmy się za niego. I jedno, i drugie jest znakiem, że go kochamy. Bo miłość do papieża jest naszym charyzmatem – tłumaczy Cinca Di Natale, jedna z animatorek odpowiedzialnych za czuwanie.

Młodzi przygotowali foldery – modlitewniki po włosku, hiszpańsku, angielsku i polsku. Rozdają je przed kościołem, zapraszają do modlitwy. W dwóch konfesjonałach spowiadają kapłani. Czuwanie ma zakończyć się o 6 rano osobistym zawierzeniem się Matce Bożej i Bożemu Miłosierdziu.

Godz. 00.40, Chiesa san Agnese in Agone


Niewielki kościół jest nabity. Trudno się przecisnąć. Czuwający na modlitwie zanurzeni w półmroku. W rękach trzymają zapalone świece. Wyraźny strumień światła spływa tylko na Najświętszy Sakrament. Światłość bije od ołtarza.

Siedzę na ziemi. „Tylkoorłyszybująnad granią. tylko orłom nie straszna jest przepaść, wolne ptaki wysoko latają...”. Próbuję złapać melodię, zapamiętać słowa, włączyć się w śpiew. – Ta pieśń powstała w ogrodach watykańskich w 2001 roku. Czekaliśmy na audiencję z Janem Pawłem II – szepcze mi do ucha pan Jacek Silski. – Każda lednicka pieśń ma swoją historię – dodaje. Obok siedzi jego żona, pani Danuta. Pobrali się w 1976 roku, oczywiście u dominikanów w Poznaniu. Ich dwie córki, Ania i Alicja, są współorganizatorkami lednickich spotkań.

Czuwanie prowadzi ojciec Jan Góra ze swoją lednicką młodzieżą. – Każdy coś zawdzięcza Janowi Pawłowi II. Mnie nauczył jak być ojcem dla młodzieży. Patrzył w oczy. Był szczery. Nigdy nie podlizywał się młodym. W osieroconym świecie miał odwagę być ojcem. A jego ojcostwo było odbiciem ojcostwa Boga – przypomina Dominikanin. Jego słowa są tłumaczone na język włoski.

Godz. 01.37, Chiesa Nuova

Już na progu uderza mnie podniesiony głos kapłana. Pierwsza myśl okazała się bezbłędna. Ci, którzy szczelnie wypełnili wielki i piękny kościół oratorianów, są na drodze Neokatechumenalnej.

- Jan Paweł II nie urodził się z papieską piuską na głowie ani nie był Supermanem. Był grzesznikiem. Gdyby nie był słaby, nie potrzebowałby ani modlitwy, ani spowiedzi. On właśnie uznając swoją słabość, odkrył znaczenie i moc modlitwy – przekonuje ksiądz z ambony. Kilku innych kapłanów spowiada w bocznych kaplicach.

20-letni Ekwadorczyk, Juan, przypomina, że to właśnie Jan Paweł II zatwierdził po raz pierwszy statuty „drogi”. – Z tego powodu beatyfikacja papieża jest dla nas bardzo osobistym świętem i dziękujemy za to Bogu – mówi.

Dla Danilo, studenta z Neapolu, papież jest przykładem wiary bardzo konkretnej, którą można naśladować. Jest to wiara, która nie boi się krzyża, przyjmuje go, całuje i dźwiga do końca. – Młodzi potrzebują jasnych i radykalnych znaków. Jan Paweł II taki właśnie jest – zapewnia.

Pewnie dlatego tysiące młodzieży jest tej nocy w Rzymie…