- No i jak po rekolekcjach? – pytają mnie znajomi. Dobre pytanie, ale trudno na nie odpowiedzieć. Dwie rzeczy wiem na pewno.
1. Rekolekcje pogłębiły moją wiarę w słowo rzucane na wiatr (na tym polega moja kapłańska robota). Słowo rzucane z wiarą w potęgę Wiatru. Bo Bóg, bo Duch jest jak wiatr... By „rzucać” słowo Boga, potrzeba wiary. Wiary, że to gadanie ma sens. Wiary, która przebija się przez mój męski punkt widzenia (lubię konkret, chcę zobaczyć efekt pracy: poskładana szafka, naprawiony samochód, zasadzone drzewo, zniesiony węgiel). A tu: słowo, wiara i wiatr. I to właśnie jest trudne i wielkie w kapłaństwie.
2. Rekolekcje w Oświęcimiu poszerzyły horyzonty. Taki był cel i plan „operacji”. Nie przypuszczałem jednak, że pierwsi, którzy tego doświadczą, będą goście, których zaprosiłem. Spojrzenie Oxany, Cristiny, Nelsona, Dominika, Manuela, Laurenta jest już inne, jest szersze i głębsze. I to nie tyle dzięki miejscom, które odwiedziliśmy (Kraków - Wawel, Auschwitz, Wadowice, Kalwaria), ale osobom, które spotkaliśmy. Dzięki Wam za to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz