Siedzę nad angielskim. Egzamin już w piątek o 14. Ścigam się z czasem, mocuję ze zmęczeniem lub lenistwem, naraz lub na przemian. To także jest Rzym, prawdziwie wielki świat.
Co jakiś czas odrywam się od podręcznika, słownika i biurka. Konieczne, by nie zgłupieć. Wtedy modlę się w pokoju lub wychodzę do kaplicy. Albo sięgam po książkę, obowiązkowo polską i już przeczytaną. Wracam do fragmentów, które zapadły mi w pamięć; tych ulubionych, zazwyczaj podkreślonych.
Dziś kolej na Ziemkiewicza. Książki – pisze – obok powietrza, wody i jedzenia jedną z rzeczy niezbędnych do życia. Zgoda. Dodał bym jeszcze: i kawy.
Chciałoby się dodać - tylko dobre książki, i tylko mocna kawa ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Oświęcimia!
Ktoś powiedział, że nie mamy czasu na dobre książki - powinniśmy czytać najlepsze:)
OdpowiedzUsuńJuż wiem skąd, pozostaje jeszcze pytanie: kto?
Tak czy owak - pozdrawiam.
Punkt dla Księdza ;)
OdpowiedzUsuńJestem absolwentką liceum salezjańskiego. Spotkaliśmy się na rekolekcjach, na których niestety nie mogłam być w całości :)
Ale to, zdaje się, ze względu na wyższy, "misyjny" cel;)
OdpowiedzUsuńJuż po maturze?
Tak, można chyba powiedzieć, że misyjny... Głosimy Chrystusa wśród zagubionych Europejczyków ;)
OdpowiedzUsuńOwszem, matura już z głowy, ale to dopiero początek nauki :)
Myślę, że jak najbardziej można tak powiedzieć. Europa jest kontynentem misyjnym. A głoszenie Dobrej Nowiny Europejczykom przypomina rzucanie ziarna na gruzowisko http://piotrstudnicki.blogspot.com/2010/10/ewangelizacja-na-gruzowsiku.html
OdpowiedzUsuńGratuluję! A w jakim kierunku idziesz, jeśli można wiedzieć.
Tak, to dobra metafora... Może trzeba zmienić trochę przypowieść o siewcy i oprócz ziarna padającego między ciernie i skały, wprowadzić jeszcze gruzowisko? ;)
OdpowiedzUsuńMatematyka stosowana.
Ale, wbrew pozorom, jestem normalna. :)
Wiesz, nikogo nie powinno się oceniać po pozorach. Ale nawet z pozoru... wypadasz w tym względzie bardzo dobrze. Matematyka, tyć to ponoć "królowa nauk".
OdpowiedzUsuńA może gruzowisko to tylko współczesna odmiana cierni i skał?
To bardzo miłe słowa, zwłaszcza że wiele osób radzi mi porzucenie tego kierunku studiów... łącznie z kapłanami.
OdpowiedzUsuńChyba możemy tak to przyjąć, w końcu Słowo Boże jest kompletne i zawsze aktualne, więc nie potrzebuje tego typu uzupełnień. ;)
a jak to argumentuja?
OdpowiedzUsuńmówią, że nie powinnam siedzieć w książkach, tylko działać społecznie...
OdpowiedzUsuńNie podoba mi sie przeciwstawianie ksiazek - zyciu, czyli teorii - praktyce. Mysle, ze to dwie strony tej samej rzeczywistosci. Dwie strony, ktore nie tyle sie wykluczaja co uzupelniaja.
OdpowiedzUsuńCzy dzialanie ludzkie nie powinno byc poprzedzone "przysiadem" by sie zastanowic, przemyslec, zaplanowac? Czy taki "przysiad" nie powinien szukac naturalnego spelnienie w dzialaniu?
Jestem przekonany, ze dobra praktyke koniecznie musi poprzedzac dobra teoria. W kazdej dziedzinie zycia.
A tak na marginesie, osmielam sie zauwazyc, ze myslisz o matematyce "stosowanej", czyli z definicji nastawionej na praktyke:)
Zgadzam się, teoria zawsze powinna mieć swoje odzwierciedlenie w praktyce - wtedy staje się użyteczna. To też zamierzam zrobić z matematyką - nauczyć się jej tak, by móc ją wykorzystać.
OdpowiedzUsuńJednakże moim przeciwnikom chodzi bardziej o działanie czysto społeczne na rzecz ludzi, a nie nauki i techniki. Twierdzą, że powinnam uczyć się czegoś, co bezpośrednio przełoży się na pomoc potrzebującym - nie jest to wyrwane z rzeczywistości, działam w wolontariacie, więc służba ludziom nie jest mi obca; ale matematyka sama w sobie nie uratuje głodujących i nie pomoże zmienić stereotypowego myślenia ludzi. A to jedno z naszych głównych działań.
Bronię się prawem do realizowania własnych zainteresowań, jako talentów, danych przez Boga. Ale kończy się na stwierdzeniu "nikomu się to nie przyda, nie będziesz szczęśliwa"...
Oczywiście jest mnóstwo ludzi, którzy - zupełnie inaczej myśląc - twierdzą, że nie zarobię na tym na życie, ale to już czas pokaże, tym się nie martwię ;)