niedziela, 17 października 2010

Papież słucha „po trochę ateisty”


Słowa Benedykta XVI podsumowujące koncert, który odbył się wczoraj wieczorem w auli Pawła VI, uzmysłowiły mi jak „doskonały słuch” ma papież. Nie chodzi mi w tym momencie o „umiejętność rozpoznawania lub odtwarzania nut bez korzystania z zewnętrznego odniesienia” (tak definiuje się tzw. słuch absolutny), ale o zdolność (wy)słuchania autora w utworze muzycznym.

Papież - wraz z uczestnikami Zgromadzenia Specjalnego Synodu Biskupów dla Bliskiego Wschodu - wysłuchał muzyki skomponowanej przez człowieka, który sam siebie określał jako „po trochę ateista”: «Mszy Requiem» Giuseppe Verdiego.

- Verdi, uwolniony od elementów scenicznych, posługując się jedynie słowami katolickiej liturgii i muzyką, przedstawia w tym dziele całą gamę ludzkich uczuć w obliczu kresu życia: lęku człowieka w obliczu kruchości swej natury, poczucie buntu wobec śmierci, zakłopotanie na progu wieczności. Ta muzyka zachęca do refleksji nad kwestiami eschatologicznymi, ze wszystkimi stanami ducha ludzkiego serca, z całą serią kontrastów form, tonów, kolorytów, w których przeplatają się momenty dramatyczne i melodyczne, naznaczone nadzieją. Napisał tę Mszę, która wydaje się nam wielkim wołaniem do Odwiecznego Ojca, usiłując przezwyciężyć krzyk rozpaczy w obliczu śmierci, aby odnaleźć pragnienie życia, stające się milczącą, smutną modlitwą „Libera me, Domine” (wyzwól mnie Panie). Ta muzyczna katedra jawi się jako opis dramatu duchowego człowieka w obliczu Wszechmogącego Boga, człowieka, który stara się uniknąć odwiecznego pytania o sens swego istnienia. To wielkie dzieło muzyczne ponawia w nas pewność prawdziwości słów św. Augustyna, iż «niespokojne jest serce nasze dopóki w tobie nie spocznie w Tobie» - powiedział Benedykt XVI.

Zastanawiam się, kto z nas potrafi tak uważnie słuchać drugiego człowieka, zwłaszcza „po trochę ateisty”? I czy podobne wysłuchanie nie jest „przedsionkiem” i "warunkiem koniecznym" nowej ewangelizacji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz