Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym otwiera nam oczy na „chrześcijan niewidzialnych”, jak ich nazwał przed kilkoma dniami Angelo Panebianco na łamach Corriere della Sera.
W artykule, który o dziwo ukazał się jako „wstępniak” największego włoskiego dziennika, Panebianco przypomina, że od Indonezji do Indii, od Bliskiego Wschodu po Afrykę Subsaharyjską trwa polowanie na wyznawców Chrystusa. Choć wspólnoty chrześcijańskie są tam obecne od czasów, gdy nie było jeszcze islamu, jednak przez wielu muzułmanów są uważane za obce, kojarzone ze światem zachodnim, traktowane jak jego piątą kolumnę. Dlatego - jak zauważa włoski dziennikarz - każdy zamordowany chrześcijanin to nie tylko wyeliminowany „niewierny”, ale także „cios zadany znienawidzonym ludziom Zachodu”.
A Zachód milczy. Udaje, że nie widzi albo nie rozumie. Z założonymi rekami zdaje się mówić, że nic wielkiego się nie stało.
Bierność jest odpowiedzią. Jest gestem przyzwolenia. Znakiem że można posunąć się dalej, można bezkarnie rozlewać niewinną krew. Ta bierność „służy kręcącym się po świecie fanatykom do wydania oceny na nasz temat” i „może skłonić ich do uznania, że jesteśmy słabi i chylący się ku upadkowi” - ostrzega Panebianco.
Zawstydzający jest – jak myślę – nie tyle fakt, że inni uznają nas za słabych i upadających, ale to, że milcząca bierność obnaża, iż tacy naprawdę jesteśmy.
***
Wczoraj otrzymałem mail od Samera, Irakijczyka, którego opisałem niedawno na łamach GN. Napisał: „mój brat ze swoją rodziną nie przebywa już w Iraku. Zostawił wszystko i uciekł po ostatnich wydarzeniach w Iraku, o których zapewne słyszałeś”. I zakończył: „módlmy się intensywnie, za wszystkich chrześcijan prześladowanych na świecie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz