Temat księży-pedofilów poruszałem już na blogu kilkakrotnie. Pisałem o konkretnych liczbach, o „strategii” Papieża i jego łzach, o nieoczekiwanym skutku kryzysu i jego drugiej stronie, oraz o tym, że najstraszniejszą karą, której przede wszystkim powinien się lękać (ku nawróceniu!) pedofil w sutannie nie jest wiezienie czy przeniesienie do stanu świeckiego, ale piekło.
Do podjęcia raz jeszcze tego bolesnego tematu zachęciły mnie słowa Benedykta XVI, który w rozmowie z Peterem Seewaldem powiedział: „Musimy dogłębnie przestudiować w jaki sposób do tego wszystkiego mogło dojść, i równocześnie zrobić wszystko, aby to już nigdy się nie powtórzyło”. Chodzi o to by nie pytać tylko: co, gdzie, kiedy, ale także – a może przede wszystkim – dlaczego?
W tym samym wywiadzie Papież przytacza ciekawe spostrzeżenie arcybiskupa Dublina. „Kościelne prawo karne funkcjonowało do końca lat pięćdziesiątych. Jasne, nie było kompletne – wiele by mu można było zarzucić – ale w każdym przypadku było stosowane. Od połowy lat sześćdziesiątych zwyczajnie nie było stosowane. Panowało przekonanie, że Kościół nie powinien być Kościołem prawa ale Kościołem miłości; że nie powinien karać. W ten sposób zatracono świadomość, że kara może być aktem miłości”.
Jak wynika z opublikowanej przed kilkoma tygodniami korespondencji, kard. Ratzinger nie podzielał naiwnego przekonania, które odrzuca karę w imię miłości. Już w 1987 roku, jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, apelował o zaostrzenia kar za najpoważniejsze przestępstwa duchownych. Zdawał sobie sprawę, że przy rozluźnionym (czy wręcz zawieszonym) kościelnym prawie karnym, pedofile w sutannach czują się bezkarnie.
O „szczególnie ciężkim grzechu nadużyciach wobec nieletnich popełnionych przez kapłanów” Benedykt XVI mówił także podczas dorocznego spotkania z kurią rzymską przed Bożym Narodzeniem. Podkreślił dwa aspekty:
1) kontekst kulturowy. „Rynek pornografii dziecięcej, traktowany jest coraz częściej przez społeczeństwo jako zjawisko normalne. Zniszczenie psychiczne dzieci, w których człowieczeństwo zredukowane jest do artykułu rynkowego, jest jednym przerażających znaków naszych czasów”.
2) źródła ideologiczne. „W latach siedemdziesiątych pedofilię traktowano jako zgodną z naturą ludzką i naturą dziecka” (pozwolę sobie przypomnieć tu, dla przykładu, że niemiecka minister sprawiedliwości, Sabine Leutheusser-Schnarrenberger – gotowa zawsze widzieć i wytykać drzazgę pedofilii w oku Kościoła - należy do Unii Humanistycznej, która do niedawna uważała pedofilię za zjawisko normalne i wałczyła o jej depenalizację). Jak zauważa papież, doszło do „głębokiego wynaturzenia koncepcji etosu”. Także w teologii katolickiej pojawiły się głosy zaprzeczające istnieniu dobra i zła samego w sobie. Miałoby istnieć tylko „lepsze niż” czy też „gorsze niż”. Wszystko miałoby zależeć od okoliczności i zamierzonego celu. Praktycznie oznaczałoby to zanik moralności.
Na koniec optymistycznie. Jest odtrutkę na ten ideologiczny jad. We wspomnianym przemówieniu Benedykt XVI wskazuje encyklika Jan Paweł II „Veritatis splendor” jako bezpieczną „drogę formowania sumień”. Może w ramach przygotowanie do beatyfikacji warto ją po prostu spokojnie przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz