Ania: „Dla mnie największym oparciem wtedy i do dzisiaj jest Grzesiu. Bez niego na pewno nie poradziłabym sobie.” Grzesiek: „Sił dodawała mi Ania, która przytulała Jasia i przyjęła go takim, jakim się narodził. I to było piękne.” Rodzice Jasia i Adasia, opowiadają o swoim rodzicielstwie.
- Dlaczego wybraliście imię Jan?
ANIA: Jeszcze zanim narodził się nasz synek Jaś, tata Grzesia zaproponował imię po sobie, czyli Jan. Wtedy pierwszy raz zwróciłam uwagę na to imię. Poza tym 24 czerwca są imieniny Jana Chrzciciela a wtedy zaczął się poród.
GRZESIEK: Jaś przyszedł 20 minut po północy 25 czerwca 2007 roku i wtedy zdecydowaliśmy, że to będzie Jan.
ANIA: Teraz uważam że jest to jedno z najpiękniejszych imion na świecie.
- Kiedy dowiedzieliście się, że jest dzieckiem z zespołem Downa?
ANIA: Bardzo trudno powiedzieć „kiedy”. Wiadomo, że na 100% mogą to stwierdzić tylko badania cytogenetyczne dziecka, a na to badanie czeka się długo (około 8 miesięcy). Nam udało się je zrobić dość szybko i wynik mieliśmy po 3 miesiącach. Tak w ogóle to mój 9 miesiąc ciąży był dość proroczy. Wtedy przeprowadziliśmy się z Grzesiem z Krakowa do naszego rodzinnego miasta i tam zamieszkaliśmy z Grzesia rodzicami. Wówczas ten ostatni miesiąc ciąży ciągle gdzieś widziałam lub spotykałam dziecko z ZD - a przecież to rzadki widok. A wtedy prawie co niedzielę w kościele. Miałam takie myśli, że to będzie dziecko z ZD. Gdy się urodził, zapytałam: "Czy Jaś ma zespół Downa?" i nastała cisza. I już wszystko wiedziałam.
- Jakie były wasze pierwsze myśli?
GRZESIEK: W pierwszej chwili, gdy Ania powiedziała, że Jasiu chyba ma ZD, to nie miałem żadnych myśli, nic do mnie nie docierało, lecz nogi mi strasznie zmiękły i ścisnęło mnie w gardle. Nagle wielkie szczęście, jakim jest narodzenie się dziecka, zamieniło się w strach i lęk. Musiałem wyjść z sali i zebrać myśli. Wtedy mówiłem sobie, że to niemożliwe, że to na pewno pomyłka. Lekarze zresztą nic nie chcieli potwierdzać, według nich dopóki nie będzie badań to potwierdzających, nie ma o czym mówić. W mojej głowie kotłowało się wtedy wiele myśli, ale mówiłem sobie, że teraz trzeba najwięcej sił z siebie „wykrzesać”. Sił dodawała mi też Ania, która się nie załamała, lecz przytulała Jasia i przyjęła go takim, jakim się narodził. To było piękne.
ANIA: Moje pierwsze myśli były bardzo pozytywne (może do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego wszystkiego). Bardzo przytulałam Jasia i nie myślałam o niczym złym. Po prostu - mamy dziecko. Choć jego narodzinom nie towarzyszyła jakaś wielka radość, to jednak przede wszystkim myślałam, że to moje kochane dziecko, tylko moje. Nieważne, co się okaże, nieważne, co się stanie. Jesteś mój. Koniec, kropka.
- W jaki sposób udało się Wam „pogodzić”, przyjąć w pełni Jasia? Jak dojrzewaliście w tym wszystkim?
ANIA: Gdy emocje już opadły, trzeba było wziąć się „do roboty”. Myślę, że praca z Jasiem, ciągłe wyszukiwanie pomocy edukacyjnych. Przede wszystkim rodzina, terapeuci. W jakiś sposób oni wszyscy razem pomogli nam pogodzić się z losem Jasia. Dla mnie największym oparciem wtedy i do dzisiaj jest Grzesiu. Bez niego na pewno nie poradziłabym sobie. Ja codziennie czułam, jak praca z tym dzieckiem mnie „uszlachetnia”. To dawało mi chęci do życia, otuchy do walki z codziennością. Jaś okazał się bardzo pilnym i chętnym dzieckiem do nauki. Z czasem zapomniałam, że on ma ZD. Jest tylko dzieckiem. Obecnie nie myślę o ZD Jasia, choć czasem mam „żal” do losu.
GRZESIEK: Ja powiedziałbym, że „czas leczy rany”. Ponieważ Jasiu jest naprawdę fajnym dzieckiem, które szybko się uczy, to niewątpliwie ułatwia „pogodzenie się z tym”. Jaś od początku był przyjęty w pełni, od początku staraliśmy się dać mu wiele miłości i poczucia bezpieczeństwa. Wiem, że ma ZD, ale o tym nie myślę.
- Czego najbardziej się boją rodzice dziecka z zespołem Downa?
ANIA: Przede wszystkim przyszłości. Ja tego najbardziej się bałam, a teraz staram się w ogóle o tym nie myśleć. Teraz boję się, żeby nasz kochany Jaś nie został sam, gdyby nas zabrakło. Muszę długo żyć.
- Gdzie znaleźliście fachową pomoc, by nauczyć się opieki na Jasiem?
ANIA I GRZESIEK: W Internecie.
- Czy łatwo ją tam znaleźć?
ANIA: Tak, można przeczytać fragmenty prac naukowych, na przykład Wspomaganie rozwoju dzieci z zespołem Downa – teoria i praktyka pod redakcją Bogusławy Karczmarek, ale również na stronach internetowych, jak www.zakatek21.pl. Najlepiej stać się członkiem jakiejś organizacji, która pomaga dzieciom z ZD.
GRZESIEK: Należymy do Stowarzyszenia Dać Szansę w Wadowicach, które organizuje wiele zajęć (rehabilitacyjnych, logopedycznych, itp.) i spotkań. Myślę jednak, że najlepszą i nieocenioną rzeczą jest to, że Jasiu bardzo dużo spędza czasu ze zdrowymi dziećmi (zwłaszcza kuzynami), których podpatruje, naśladuje i od których wiele się uczy.
- Jesteście katolikami. Jakie znaczenie ma wiara w tym wszystkim co przeżyliście i przeżywacie?
GRZESIEK: Gdy okazało się na 100% że Jaś ma zespół Downa, to coś jakby się wtedy we mnie złamało, nastąpiło pewne zwątpienie, nawet mógłbym powiedzieć, że i w Boga. Teraz jest już lepiej. Po części pogodziłem się z losem, z tym co mi „przygotował”. Nieraz powtarzamy sobie, że Jasiu chyba miał się u nas urodzić. Że to dziecko sobie wybiera, u których rodziców się urodzi i ja to traktuję że widocznie Bóg tak chciał. Często modlę się o siły i o cierpliwość, bo tego najwięcej potrzeba przy Jasiu.
ANIA: Dla mnie jest to najtrudniejsza ze wszystkich sprawa. Wciąż jeszcze nie poskładane są moje myśli, przeżycia. Wciąż nie potrafię nie mieć żalu, smutku… Ciągle brak czasu, żeby sobie tak po prostu siąść i „pojednać” się z Bogiem. Przeprosić Go, że uważam Go za winowajcę. Wciąż brak mi wiary, pomimo, że wiem, że Jaś narodził się, żebyśmy my dali przykład innym.
- Jak wygląda przeciętny dzień Jasia?
ANIA: Myślę, że jak normalnego zdrowego dziecka, z tą różnicą, że poświęcamy Mu dużo uwagi, dużo Mu tłumaczymy i dużo się z nim bawimy, nikt nie przechodzi obok niego obojętnie. Mamy takie dni w tygodniu, że jedziemy na zajęcia, które trwają przeciętnie godzinę i zawsze są w formie zabawy.
GRZESIEK: Czytanie książeczek stało się już codziennym rytuałem.
ANIA: Staramy się, aby Jasiu dużo czasu spędzał na świeżym powietrzu i aby ciągle towarzyszyły mu dzieci, z którymi będzie się bawił.
- Czego nauczyliście się i uczycie od Jasia?
ANIA i GRZESIEK: Cierpliwości!!!
GRZESIEK: Chciałbym dodać, że Jasiu zwrócił naszą uwagę na temat niepełnosprawności. Dzięki niemu wiemy, że świat to ludzie zdrowi i ludzie chorzy. On też sprawił, że staliśmy się bardziej wrażliwi.
ANIA: Dzięki Jaśkowi poznałam dużo życzliwych osób. Nie spotkałam się z żadną negatywną oceną Jasia, a poza tym dla mnie samej zmieniło się patrzenie na świat. Wiem, że najważniejsza jest dla mnie rodzina, zdrowie, a nie rzeczy czy pieniądze.
rozmawiał ks. Piotr Studnicki
ANNA i GRZEGORZ WOLCZKOWIE są od pięciu lat szczęśliwym małżeństwem. Ksiądz Piotr Studnicki rozmawiał z nimi w marcu 2010 r.
Ania opowiada Fra3.pl, co dziś się u nich dzieje:
Kiedy narodził się mój pierwszy synek Jaś, życie wywróciło się do góry nogami, kiedy narodził się mój drugi syn Adaś, wróciło na swoje miejsce. Jedno dziecko jak i drugie zmieniło wszystko, to normalne a nawet prawidłowe. Odkąd Adaś jest z nami, wróciłam do równowagi psychicznej i fizycznej. Teraz Adaś ma siedemnaście miesięcy, Jaś cztery lata. Jestem bardzo szczęśliwą mamą. Chłopcy zaczęli od jakiegoś czasu bawić się ze sobą, porozumiewać, współpracować. Podziwiam Adasia za szybkość w naśladowaniu Jasia, za niesamowity rozwój i niesamowitą kreatywność w zabawach. Jaś natomiast cały czas się rozwija, zaczyna powoli mówić, ma za sobą pierwszy rok w przedszkolu, gdzie zaaklimatyzował się bardziej, niż bym sobie wymarzyła. Chociaż czasem dopadają mnie trudne chwile, zwątpienia, to zawsze, każdego dnia, gdy widzę moje cudowne dzieci, dziękuję Bogu, że dał mi wiarę i nadzieję, że jest z nami, w moim Jasiu.
Na marginesie
zapiski ks. Piotra Studnickiego
piątek, 8 lipca 2011
środa, 29 czerwca 2011
Posadzka
W tym miejscu nasze stopy spotykają się z ziemią, na której powstało tyle ścian i kolumnad... jeśli w nich się nie gubisz, lecz idziesz odnajdując jedność i sens - to dlatego, że cię Ona prowadzi.
Oto łączy nie tylko przestrzenie renesansowej budowli, ale także przestrzenie w Nas, którzy idziemy tak bardzo świadomi swoich słabości i klęsk.
To Ty, Piotrze. Chcesz byś tutaj Posadzką, by po Tobie przechodzili (idąc przed siebie, nie wiadomo, dokąd), by szli tam, gdzie prowadzisz ich stopy, by łączyły się w jedno przestrzenie poprzez wzrok, który pomaga urodzić myśli.
Chcesz być Tym, który służy stopom - jak skała raciczkom owiec: Skała jest także posadzką gigantycznej świątyni. Pastwiskiem jest krzyż.
Karol Wojtyła, Posadzka
Oto łączy nie tylko przestrzenie renesansowej budowli, ale także przestrzenie w Nas, którzy idziemy tak bardzo świadomi swoich słabości i klęsk.
To Ty, Piotrze. Chcesz byś tutaj Posadzką, by po Tobie przechodzili (idąc przed siebie, nie wiadomo, dokąd), by szli tam, gdzie prowadzisz ich stopy, by łączyły się w jedno przestrzenie poprzez wzrok, który pomaga urodzić myśli.
Chcesz być Tym, który służy stopom - jak skała raciczkom owiec: Skała jest także posadzką gigantycznej świątyni. Pastwiskiem jest krzyż.
Karol Wojtyła, Posadzka
wtorek, 21 czerwca 2011
poniedziałek, 6 czerwca 2011
Polecam
Wreszcie się doczekałem. Od pierwszego ruszyła nowa strona Gościa Niedzielnego. Fakty i opinie, artykuły i fotografie podane w prostoty i przejrzysty sposób. Profesjonalnie, jak przystało na lidera tygodników opinii w Polsce. Od razu dodałem do czytanych i polecanych na blogu. Na wcześniejszą stronę zaglądałem, ale... powiem szczerze, wstyd mi było ją reklamować.
Polecam też filmik Maćka Białobrzeskiego z Marszu dla Życia i Rodziny. Gdyby komuś było mało, niech zajrzy do galerii zdjęć GN. Ponad 20 tysięcy szczęśliwych ludzi maszeruje po ulicach Stolicy Polski, a w mediach – prawie zupełna cisza. Na portalu Gazety Wyborczej znalazłem o 500 blondynkach które wyszły na ulicę Rygi... Fascynujące. A o Marszu w Warszawie – nic. To tylko tak, dla przykładu, gdyby ktoś się jeszcze łudził, że świat wygląda tak, jak go media przedstawiają.
Polecam też filmik Maćka Białobrzeskiego z Marszu dla Życia i Rodziny. Gdyby komuś było mało, niech zajrzy do galerii zdjęć GN. Ponad 20 tysięcy szczęśliwych ludzi maszeruje po ulicach Stolicy Polski, a w mediach – prawie zupełna cisza. Na portalu Gazety Wyborczej znalazłem o 500 blondynkach które wyszły na ulicę Rygi... Fascynujące. A o Marszu w Warszawie – nic. To tylko tak, dla przykładu, gdyby ktoś się jeszcze łudził, że świat wygląda tak, jak go media przedstawiają.
czwartek, 2 czerwca 2011
Rowerem na La Salette
Wyruszamy z Corps
Cel jest jasny
Ekipa w pełni sił
Sprzęt spisuje się bez zarzutu
Stajemy na progu
Wchodzimy w głąb
Spotykamy Mamę
To daje nowe możliwości
Ścieżka jest wąska
A na szczycie – krzyż
I perspektywa
21 sierpnia 2010 r.
Cel jest jasny
Ekipa w pełni sił
Sprzęt spisuje się bez zarzutu
Stajemy na progu
Wchodzimy w głąb
Spotykamy Mamę
To daje nowe możliwości
Ścieżka jest wąska
A na szczycie – krzyż
I perspektywa
21 sierpnia 2010 r.
Subskrybuj:
Posty (Atom)